Kawał drutu...
Czy to właściwy wątek na początek?
(... jeszcze na dobre nie zacząłem a już rymuję). Pojęcia nie mam - zweryfikuję
to empirycznie.
Pomyślałem sobie, że pierwszy post musi
być magiczny. Będzie więc o gusłach i przesądach czyli ...audio-voodoo (i to
najprawdziwszym). Na wstępie, muszę się przyznać do pewnej, groźnej (bo
chronicznej, zakaźnej i z przerzutami) choroby, której postanowiłem nie leczyć,
może dlatego, że panicznie boję się lekarzy; otóż jestem audiofilem, czyli kimś
w rodzaju upośledzonego na umyśle melomana. Na szczęście, choruję w dobrym
towarzystwie (ponoć nosicielem wirusa był nieodżałowany Witold Lutosławski,
który zapraszał gości na słuchanie muzyki, na swoim hi-endowym sprzęcie i nawet
się obruszał, kiedy publika nie przykładała, do tego misterium, odpowiedniej
wagi).
Znawcy tematu (zazwyczaj też
chorzy...) wiedzą, że przypadłość ta nie ogranicza się do samych urządzeń hi-fi
- wzmacniaczy, odtwarzaczy, kolumn głośnikowych - ale dotyka również elementów
"peryferyjnych", tj. okablowania, ustrojów do adaptacji akustycznej
pomieszczeń, ustrojów antywibracyjnych i wielu innych "magicznych"
przedmiotów, po zapoznaniu się z którymi, zdrowy człowiek ma ochotę zadzwonić
do najbliższej poradni zdrowia psychicznego i zgłosić przypadek ciężkiej paranoi.
Ale do meritum; właśnie jestem po kilkudziesięciu
godzinach mordowania (test porównawczy) kabli zasilającymi firmy Audioquest
(modele NRG-4 i NRG-10), pozyskanych dzięki uprzejmości firmy AudioKlan
(TopHiFi). Przy okazji dziękuję Adamowi, szefowi sklepu TopHiFi (ul.
Naruszewicza 30 w Warszawie) za wypożyczenie wspomnianych kabli do testów i
życzliwe, profesjonalne wsparcie.
W związku z tym, że większość osób „zarażonych”
audiofilizmem cierpi na rodzaj delirium, którego skutkiem jest obniżony próg
cierpliwości, zacznę od końca, czyli od wniosków. Jakiś czas temu, po
przetestowaniu kilkunastu kabli sieciowych (poniżej notka), na jednym z forum
audio, napisałem, że kupowanie tego typu „sznurków”, poniżej PLN2000, mija się
z celem. Wyraziłem opinię, że w przeciętnym systemie za kilka, kilkanaście
tysięcy złotych, ich wpływ jest ledwie zauważalny o ile nie destrukcyjny (czego
przykładem mogą być sieciówki VdH Mainstream lub Enerr Violet). Po wielu
perturbacjach, ostatecznie, zdecydowałem się na zakup Shunyata Research Viper
ZiTron oraz Hydra VTX, których ceny sklepowe wynosiły odpowiednio PLN3.990 i PLN3.290
(obecnie wycofane z oferty firmy). W przypadku tej pary, w moim ówczesnym
systemie, poprawa dźwięku była słyszalna i bezdyskusyjna. Szczerze mówiąc, mimo
licznych wysiłków, nie znalazłam nic tańszego, co warto byłoby kupić.
Do dziś…
To, co usłyszałem w wykonaniu NRG-4
za PLN1.050,00 (0,9m), diametralnie zmieniło moją opinię. Najbardziej
niewiarygodne jest to, że można go obecnie nabyć za … PLN750 (promocja
dystrybutora). I choć, NRG-10 to już zupełnie inna liga cenowa, również i on
okazał się kablem bardzo dobrym, na swoim pułapie finansowym - PLN 2.200
(0,9m).
I tu mały „wtręt”; obecnie, sercem
mojego systemu jest Devialet Le200 (dokładna notka poniżej), a więc urządzenie
na wskroś cyfrowe, z impulsowym zasilaniem. Wg. wszelkich założeń
technologicznych, wpływ kabli zasilających na takie urządzenie powinien być …
absolutnie żaden. Jednak życie przynosi niespodzianki, o których filozofom się
nie śniło. Wpływ ten jest słyszalny i wyraźny, jednak nie tak silny, jak w
przypadku urządzeń analogowych (czego doświadczyłem niejednokrotnie). Wnioski
nasuwają się same – opisane przeze mnie różnice będą potencjalnie bardziej
dostrzegalne w systemach analogowych.
Przechodząc do szczegółów;
podstawowa różnica między „drutami” Audioquesta a zwykłym kablem „sklepowym” to
przede wszystkim podejście do kreowania przestrzeni. W przypadku tego
ostatniego, w zasadzie wszystko dzieje się na pierwszym planie i wyłącznie
między kolumnami a tzw. źródła pozorne są gorzej zlokalizowane w przestrzeni
(„nakładają” się na siebie / nie są rozseparowane). Po wpięciu NRG-4 przestrzeń
uzyskuje trzeci wymiar (głębię) – bardzo łatwo zidentyfikować poszczególne
plany. Dźwięk swobodniej wychodzi na boki i „odrywa” się od kolumn. Można
poczuć swoisty oddech, który towarzyszy poszczególnym instrumentom. Wyraźnie
słychać to zwłaszcza w audiofilskich realizacjach muzyki kameralnej i dawnej (choćby
J. Lindberg – „Italian virtuosi of the chitarrone” – BIS) pełnych tzw. „planktonu”
– mikrodźwięków, pogłosów, „szeptów” itp. Związana jest z tym również znacznie
większa precyzja, dbałość o szczegóły oraz doświetlenie wyższych składowych
(jednak bez wyostrzania tego rejestru). Precyzja i wgląd w nagrania, to zdecydowanie
domena Audioquestów. Przy czym nie udało mi się zidentyfikować, klasycznych w
takim przypadku, skutków ubocznych; zmiany równowagi tonalnej oraz utraty
muzykalności. No właśnie … muzykalności -
nie wiem jak to się dzieje, że mimo tak precyzyjnego, selektywnego charakteru
prezentacji, muzyki, przy udziale Audioquestów, słucha się z prawdziwą
przyjemnością – gładko, płynnie swobodnie, bez cienia zmęczenia. Nie jesteśmy
atakowani detalami a raczej „dopieszczani” nimi. Oczywiście najlepiej wypadł w
tej konkurencji NRG-10, pokazując wręcz holograficzny obraz dźwiękowy, nasączony
mikrodetalami jak gęsta zupa i doświetlony jak ostre zdjęcie cyfrowe. Jednak
NRG-4, nieoczekiwanie, świetnie trzymał się starszego brata.
Kolejna kwestia, która zaskoczyła
mnie najbardziej, to drugi skraj pasma. Niestety testowane przeze mnie
wcześniej kable sieciowe, z przedziału do PLN2.000, wprowadzając większą
kontrolę dźwięku w niższych składowych, przy okazji wprowadzały coś, co
nazwałbym „kompresją”. Bas stawał się szybszy, bardziej zwarty ale znacznie
krótszy, mniej rozciągnięty / wypełniony, czasem suchy lub „głuchy”. Było to
przykre i mocno zniechęcające zjawisko. Tyczy się to np. najtańszej Shunyat’y
Venom lub Enerra Violet’a (o VdH nawet nie wspominam, bo nie lubię przeklinać).
W przypadku Audioquestów nic takiego się nie dzieje. Postęp w odniesieniu do
kabla „sklepowego” polega na lepszej kontroli i definicji basu, lepszego jego
„rysunku”, jednak bez wspomnianych skutków ubocznych. NRG-10 przynosi dodatkowo
nieco większą głębię (niższe zejście), jednocześnie odrobinę dociążając
brzmienie (Godsmack – „The other side” – 05. „Spiral”). Jest to, oczywiście,
niezwykle kuszące zjawisko, jednak, jak na moje ucho, prowadzi ono do lekkiej
utraty kontroli w najniższym rejestrze. Przy czym szybkość, zwłaszcza wyższego
basu/niższej średnicy, pozostaje bardzo dobra (M. Miller – Renaissance – 01.
„Detroit).
Wreszcie średnica. Tu, różnice,
początkowo, nie wydawały mi się znaczące, może z wyłączeniem wspominanego
wglądu w nagranie i selektywności, które średnicy dotyczą w równym stopniu, co
sopranów. Nie zauważyłem niczego szczególnego, póki nie sięgnąłem po, dobrej
jakości, materiał wokalny, również o wysokiej gęstości (G. Porter – „Liquid
spitit”, Y. Mera – „Baroque Arias, no.1”, C. Stigers – „Hooray for love”, ). W
przypadku NRG-10 oderwanie wokalu od kolumn, jego „zawieszenie” - precyzyjne
umiejscowienie w przestrzeni - były niezwykle sugestywne. Poczucie namacalność
i obecność artystów, wynikające z artykulacji/dykcji i trójwymiarowości jasno
pokazywały, jak wysokiej próby jest to kabel. Co ciekawe, odbywało się to bez wyeksponowania przełomu średnicy i
sopranów (co niestety często się zdarza). Nie pojawiła się np. nadmierna
ekspozycja „szeleszczących” głosek (nawet w przypadku Y. Mera, który nieznacznie
… sepleni), ani głosek nosowych (co mogło być udziałem Porter’a i Stigers’a).
NRG-4 mimo, że nieco upraszczał ten
obraz wcale nie pozostawał daleko w tyle. Jak zwykle, w tej zabawie trzykrotna
różnica w cenie nie powoduje nawet 10% poprawy brzmienia. Dodam, że kabel
„sklepowy” w tej konkurencji odpada w przedbiegach.
Podsumowanie:
W branży audio, zmiana sprzętu
grającego na 2-3-10 razy droższy, to zazwyczaj droga w kierunku uspokojenia,
opanowania i większej dojrzałości brzmienia. Nie inaczej sprawa wygląda z
kablami. Zwykły kabel sieciowy, dołączony do urządzenia, prezentuje uproszczony
obraz muzyczny, w dodatku chaotyczny i nerwowy (męczący). Oba Audioquesty
pokazują, co można uzyskać dzięki kablowi specjalistycznemu, wysokiej jakości.
A jest tego sporo; wypełnienie, przestrzeń, czarne tło, spokój, selektywność,
„światło”, muzykalność. W dodatku NRG-4 udowadnia, że, aby to uzyskać nie
trzeba wydawać fortuny. NRG-10 to bardzo dobry kabel ale NRG-4 to absolutny
HIT. Nie znam innej sieciówki w tej cenie PLN750, która mogłaby mu dorównać.
Nie oddam już tego „sznurka” do Audioklanu, jest mój.
A teraz dolewam sobie do kieliszka
solidny „łyk” Old Vine Zinfandel Lodi, Baron Herzog, 2010 (o którym może coś
napiszę) i wrzucam „Three Favourite Concertos” Haydn’a, w wykonaniu Yo-Yo Ma’y,
Marsalisa i Cho-Liang Lin.
Niezbędna notka testowa:
Komponenty audio: Devialet Le200 +
Finite Elemente CeraOne, Audio Physic Sitara + Harmonix cs-120 Improved,
MacBook Air (El Capitan) + JRiver, Toshiba Portege 5i (Win10) + JRiver, NAS
Synology DS115 (AudioStation), Audioquest USB Carbon.
Kable sieciowe, stanowiące punkty
odniesienia:
Shunyata Research Viper ZiTron,
Shunyata Research Hydra VTX, Shunyata Venom, VdH Mainserver, VdH Mainstream, PS
Audio 3, PS Audio 5, Enerr Blue, Enerr Violet.
Metodologia testowa:
· 0-A, 0-B, A-B, B-A, 0-A-B, B-A-0,
A-0-B, B-0-A,
· „0” – zwykły kabel sieciowy
(„sklepowy”)
· „A” – NRG-4
· „B” – NRG-10
· Czas wygrzewania do właściwego
testu – 6h/kabel


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz