sobota, 13 sierpnia 2016

Kawał drutu...

Czy to właściwy wątek na początek? (... jeszcze na dobre nie zacząłem a już rymuję). Pojęcia nie mam - zweryfikuję to empirycznie.

Pomyślałem sobie, że pierwszy post musi być magiczny. Będzie więc o gusłach i przesądach czyli ...audio-voodoo (i to najprawdziwszym). Na wstępie, muszę się przyznać do pewnej, groźnej (bo chronicznej, zakaźnej i z przerzutami) choroby, której postanowiłem nie leczyć, może dlatego, że panicznie boję się lekarzy; otóż jestem audiofilem, czyli kimś w rodzaju upośledzonego na umyśle melomana. Na szczęście, choruję w dobrym towarzystwie (ponoć nosicielem wirusa był nieodżałowany Witold Lutosławski, który zapraszał gości na słuchanie muzyki, na swoim hi-endowym sprzęcie i nawet się obruszał, kiedy publika nie przykładała, do tego misterium, odpowiedniej wagi). 

Znawcy tematu (zazwyczaj też chorzy...) wiedzą, że przypadłość ta nie ogranicza się do samych urządzeń hi-fi - wzmacniaczy, odtwarzaczy, kolumn głośnikowych - ale dotyka również elementów "peryferyjnych", tj. okablowania, ustrojów do adaptacji akustycznej pomieszczeń, ustrojów antywibracyjnych i wielu innych "magicznych" przedmiotów, po zapoznaniu się z którymi, zdrowy człowiek ma ochotę zadzwonić do najbliższej poradni zdrowia psychicznego i zgłosić przypadek ciężkiej paranoi.

Ale do meritum; właśnie jestem po kilkudziesięciu godzinach mordowania (test porównawczy) kabli zasilającymi firmy Audioquest (modele NRG-4 i NRG-10), pozyskanych dzięki uprzejmości firmy AudioKlan (TopHiFi). Przy okazji dziękuję Adamowi, szefowi sklepu TopHiFi (ul. Naruszewicza 30 w Warszawie) za wypożyczenie wspomnianych kabli do testów i życzliwe, profesjonalne wsparcie.




W związku z tym, że większość osób „zarażonych” audiofilizmem cierpi na rodzaj delirium, którego skutkiem jest obniżony próg cierpliwości, zacznę od końca, czyli od wniosków. Jakiś czas temu, po przetestowaniu kilkunastu kabli sieciowych (poniżej notka), na jednym z forum audio, napisałem, że kupowanie tego typu „sznurków”, poniżej PLN2000, mija się z celem. Wyraziłem opinię, że w przeciętnym systemie za kilka, kilkanaście tysięcy złotych, ich wpływ jest ledwie zauważalny o ile nie destrukcyjny (czego przykładem mogą być sieciówki VdH Mainstream lub Enerr Violet). Po wielu perturbacjach, ostatecznie, zdecydowałem się na zakup Shunyata Research Viper ZiTron oraz Hydra VTX, których ceny sklepowe wynosiły odpowiednio PLN3.990 i PLN3.290 (obecnie wycofane z oferty firmy). W przypadku tej pary, w moim ówczesnym systemie, poprawa dźwięku była słyszalna i bezdyskusyjna. Szczerze mówiąc, mimo licznych wysiłków, nie znalazłam nic tańszego, co warto byłoby kupić.

Do dziś…

To, co usłyszałem w wykonaniu NRG-4 za PLN1.050,00 (0,9m), diametralnie zmieniło moją opinię. Najbardziej niewiarygodne jest to, że można go obecnie nabyć za … PLN750 (promocja dystrybutora). I choć, NRG-10 to już zupełnie inna liga cenowa, również i on okazał się kablem bardzo dobrym, na swoim pułapie finansowym - PLN 2.200 (0,9m).

I tu mały „wtręt”; obecnie, sercem mojego systemu jest Devialet Le200 (dokładna notka poniżej), a więc urządzenie na wskroś cyfrowe, z impulsowym zasilaniem. Wg. wszelkich założeń technologicznych, wpływ kabli zasilających na takie urządzenie powinien być … absolutnie żaden. Jednak życie przynosi niespodzianki, o których filozofom się nie śniło. Wpływ ten jest słyszalny i wyraźny, jednak nie tak silny, jak w przypadku urządzeń analogowych (czego doświadczyłem niejednokrotnie). Wnioski nasuwają się same – opisane przeze mnie różnice będą potencjalnie bardziej dostrzegalne w systemach analogowych.

Przechodząc do szczegółów; podstawowa różnica między „drutami” Audioquesta a zwykłym kablem „sklepowym” to przede wszystkim podejście do kreowania przestrzeni. W przypadku tego ostatniego, w zasadzie wszystko dzieje się na pierwszym planie i wyłącznie między kolumnami a tzw. źródła pozorne są gorzej zlokalizowane w przestrzeni („nakładają” się na siebie / nie są rozseparowane). Po wpięciu NRG-4 przestrzeń uzyskuje trzeci wymiar (głębię) – bardzo łatwo zidentyfikować poszczególne plany. Dźwięk swobodniej wychodzi na boki i „odrywa” się od kolumn. Można poczuć swoisty oddech, który towarzyszy poszczególnym instrumentom. Wyraźnie słychać to zwłaszcza w audiofilskich realizacjach muzyki kameralnej i dawnej (choćby J. Lindberg – „Italian virtuosi of the chitarrone” – BIS) pełnych tzw. „planktonu” – mikrodźwięków, pogłosów, „szeptów” itp. Związana jest z tym również znacznie większa precyzja, dbałość o szczegóły oraz doświetlenie wyższych składowych (jednak bez wyostrzania tego rejestru). Precyzja i wgląd w nagrania, to zdecydowanie domena Audioquestów. Przy czym nie udało mi się zidentyfikować, klasycznych w takim przypadku, skutków ubocznych; zmiany równowagi tonalnej oraz utraty muzykalności. No właśnie … muzykalności -  nie wiem jak to się dzieje, że mimo tak precyzyjnego, selektywnego charakteru prezentacji, muzyki, przy udziale Audioquestów, słucha się z prawdziwą przyjemnością – gładko, płynnie swobodnie, bez cienia zmęczenia. Nie jesteśmy atakowani detalami a raczej „dopieszczani” nimi. Oczywiście najlepiej wypadł w tej konkurencji NRG-10, pokazując wręcz holograficzny obraz dźwiękowy, nasączony mikrodetalami jak gęsta zupa i doświetlony jak ostre zdjęcie cyfrowe. Jednak NRG-4, nieoczekiwanie, świetnie trzymał się starszego brata.

Kolejna kwestia, która zaskoczyła mnie najbardziej, to drugi skraj pasma. Niestety testowane przeze mnie wcześniej kable sieciowe, z przedziału do PLN2.000, wprowadzając większą kontrolę dźwięku w niższych składowych, przy okazji wprowadzały coś, co nazwałbym „kompresją”. Bas stawał się szybszy, bardziej zwarty ale znacznie krótszy, mniej rozciągnięty / wypełniony, czasem suchy lub „głuchy”. Było to przykre i mocno zniechęcające zjawisko. Tyczy się to np. najtańszej Shunyat’y Venom lub Enerra Violet’a (o VdH nawet nie wspominam, bo nie lubię przeklinać). W przypadku Audioquestów nic takiego się nie dzieje. Postęp w odniesieniu do kabla „sklepowego” polega na lepszej kontroli i definicji basu, lepszego jego „rysunku”, jednak bez wspomnianych skutków ubocznych. NRG-10 przynosi dodatkowo nieco większą głębię (niższe zejście), jednocześnie odrobinę dociążając brzmienie (Godsmack – „The other side” – 05. „Spiral”). Jest to, oczywiście, niezwykle kuszące zjawisko, jednak, jak na moje ucho, prowadzi ono do lekkiej utraty kontroli w najniższym rejestrze. Przy czym szybkość, zwłaszcza wyższego basu/niższej średnicy, pozostaje bardzo dobra (M. Miller – Renaissance – 01. „Detroit).

Wreszcie średnica. Tu, różnice, początkowo, nie wydawały mi się znaczące, może z wyłączeniem wspominanego wglądu w nagranie i selektywności, które średnicy dotyczą w równym stopniu, co sopranów. Nie zauważyłem niczego szczególnego, póki nie sięgnąłem po, dobrej jakości, materiał wokalny, również o wysokiej gęstości (G. Porter – „Liquid spitit”, Y. Mera – „Baroque Arias, no.1”, C. Stigers – „Hooray for love”, ). W przypadku NRG-10 oderwanie wokalu od kolumn, jego „zawieszenie” - precyzyjne umiejscowienie w przestrzeni - były niezwykle sugestywne. Poczucie namacalność i obecność artystów, wynikające z artykulacji/dykcji i trójwymiarowości jasno pokazywały, jak wysokiej próby jest to kabel. Co ciekawe, odbywało się to  bez wyeksponowania przełomu średnicy i sopranów (co niestety często się zdarza). Nie pojawiła się np. nadmierna ekspozycja „szeleszczących” głosek (nawet w przypadku Y. Mera, który nieznacznie … sepleni), ani głosek nosowych (co mogło być udziałem Porter’a i Stigers’a).
NRG-4 mimo, że nieco upraszczał ten obraz wcale nie pozostawał daleko w tyle. Jak zwykle, w tej zabawie trzykrotna różnica w cenie nie powoduje nawet 10% poprawy brzmienia. Dodam, że kabel „sklepowy” w tej konkurencji odpada w przedbiegach.

Podsumowanie:
W branży audio, zmiana sprzętu grającego na 2-3-10 razy droższy, to zazwyczaj droga w kierunku uspokojenia, opanowania i większej dojrzałości brzmienia. Nie inaczej sprawa wygląda z kablami. Zwykły kabel sieciowy, dołączony do urządzenia, prezentuje uproszczony obraz muzyczny, w dodatku chaotyczny i nerwowy (męczący). Oba Audioquesty pokazują, co można uzyskać dzięki kablowi specjalistycznemu, wysokiej jakości. A jest tego sporo; wypełnienie, przestrzeń, czarne tło, spokój, selektywność, „światło”, muzykalność. W dodatku NRG-4 udowadnia, że, aby to uzyskać nie trzeba wydawać fortuny. NRG-10 to bardzo dobry kabel ale NRG-4 to absolutny HIT. Nie znam innej sieciówki w tej cenie PLN750, która mogłaby mu dorównać. Nie oddam już tego „sznurka” do Audioklanu, jest mój.

A teraz dolewam sobie do kieliszka solidny „łyk” Old Vine Zinfandel Lodi, Baron Herzog, 2010 (o którym może coś napiszę) i wrzucam „Three Favourite Concertos” Haydn’a, w wykonaniu Yo-Yo Ma’y, Marsalisa i Cho-Liang Lin.

Niezbędna notka testowa:

Komponenty audio: Devialet Le200 + Finite Elemente CeraOne, Audio Physic Sitara + Harmonix cs-120 Improved, MacBook Air (El Capitan) + JRiver, Toshiba Portege 5i (Win10) + JRiver, NAS Synology DS115 (AudioStation), Audioquest USB Carbon.

Kable sieciowe, stanowiące punkty odniesienia:
Shunyata Research Viper ZiTron, Shunyata Research Hydra VTX, Shunyata Venom, VdH Mainserver, VdH Mainstream, PS Audio 3, PS Audio 5, Enerr Blue, Enerr Violet.

Metodologia  testowa:
·      0-A, 0-B, A-B, B-A, 0-A-B, B-A-0, A-0-B, B-0-A,
·      „0” – zwykły kabel sieciowy („sklepowy”)
·      „A” – NRG-4
·      „B” – NRG-10

·      Czas wygrzewania do właściwego testu – 6h/kabel


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz